Ymu, ymu, ymu, był raz człowiek, który nie był do rymu. Gdzie się nie pojawił, tam zaraz swój brak objawił. Ęty, ęty, ęty, dlatego troszeczkę był podpadnięty. Niejeden oferował mu szczerze: niech kolega choć kapkę z mego rymu bierze. Ra ta ta ta, lecz on nie chciał robić z siebie wariata. Nie umiał rymować podejrzany człeczyna, nie uznawał, że to wielka wina. Tili, tili, tili, się zmartwili, go zostawili... W sali pełnej rymowego dymu szuka swoich nut człowiek co był nie do rymu: Święty Boże, la li laj, Święty Boże, tari taj, Święty a nieśmiertelny. Heja ho, zmiłuj się nad nami, baja bo.
2 komentarze:
Puk, puk, Panie Redaktorze - jest Pan tam jeszcze?
Jestem, jestem, Panie Anonimie. :)
Prześlij komentarz