Za naturalne uważamy to, że ataki wrogów - zwłaszcza jeśli substancjalnie niesprawiedliwe - są tylko po to, byśmy się umacniali odpierając je ciosami co najmniej równie mocnymi. Łaska idzie dalej: uczy, jak najbardziej podłe i niesprawiedliwe oskarżenie (gdy dotyczy nas osobiście lub "tego, co nasze") uczynić "ogniem złotnika i ługiem farbiarza" dla oczyszczenia w nas tego, co naturalne, z tego, co grzeszne. A łaska nie jest dodatkiem do natury; natura bez niej schnie... i szaleje.
"Miłość nieprzyjaciół" uznano w Nowym Testamencie za cechę specyficzną chrześcijaństwa. Czasami polega ona nie tylko na zachowaniu życzliwości do atakujących nas ludzi - ale i na autentycznej wdzięczności, że właśnie oni, z tymi swoimi źrenicami złości i uporem maniaka, w swych niesprawiedliwych oskarżeniach wpadli na trop zła, którego nie dostrzegłby nikt inny zakochany w naszej piękności i dobroci. Wdzięczność, że i w demonicznych wrzaskach opętańca Bóg każe mówić czasami prawdę, której my po ludzku byśmy nie wypowiedzieli.
Co oczywiście nie zmienia faktu, że kłamstwa są klamstwami, złość - złością, niesprawiedliwość - niesprawiedliwością. Tylko że bojącym się Boga wszystko to jedynie pomoże w poznaniu samych siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz