Mam znów okropne zaległości w pisaniu bloga. Przestałem pisać wraz z objęciem funkcji w Dwójce - z jednej strony dlatego, że wchodzenie w te obowiązki było po prostu czasochłonne, ale przede wszystkim może dlatego, że w tamtej napiętej atmosferze nie chciałem robić z bloga miejsca codziennych polemik i sprostowań, co pewnie by się narzucało.
Teraz może, krok po kroku, wrócę do regularnego pisania? Jeśli czas pozwoli. Jednak podejmując tę próbę powrotu, muszę załatwić kilka remanentów - właśnie sprostowań i objaśnień związanych z moją obecną sytuacją. Kilka spraw, których nie mogę zostawić za sobą bez słowa.
Czas teraźniejszy: jeśli chodzi o moje zajęcia zawodowe - jestem obecnie dyrektorem PR 2 - i kropka. Na UKSW mam urlop (bezpłatny). W "Christianitas" rządzi obecnie Piotr Kaznowski (jako p.o. rednacz'a), a ja już funkcji naczelnego nie pełnię. Dla tych najbardziej dociekliwych: odbieram jedną pensję.
Poza ściśle reglamentowanymi przypadkami zrezygnowałem z "bywania" w mediach - tam, gdzie bywałem dość często w roli publicysty, komentatora. Nie zamierzam rezygnować z pisanej publicystyki, ale już kilkakrotnie odmówiłem propozycji pisania tekstów, przez które dyrektor medium publicznego stawałby się w innym medium stroną gorącego sporu między publicystami. Wiem, że takie teksty mogą równie dobrze pisać moi współpracownicy z "Christianitas".
Czas przeszły: coś niecoś do sprostowania. Wbrew temu, co w swoich wypowiedziach publicznych ogłosił były prezes PR Krzysztof Czabański, nigdy nie byłem "pracownikiem" (względnie: "pracownikiem najemnym") Bogusława Kiernickiego, pełniącego jeszcze niedawno obowiązki prezesa PR, i to jeszcze "w jego prywatnym biznesie". Owszem, od jakichś dziesięciu lat współpracowaliśmy przy wydawaniu książek i "Christianitas" - jednak nigdy nie łączyły nas stosunki pracodawcy i jego pracownika. Stwierdzam pewien stan faktyczny - ale właściwie nie wiem, po co o tym mówię, bo dla moich antagonistów wystarczająco obciążąjący jest już sam fakt, że jesteśmy z Bogdanem takimi samymi "ultrakatolikami" i przez lata współpracowaliśmy. BK miał swój udział w moim mianowaniu - więc jestem "mianowańcem". Ale, o ile mi wiadomo, w mediach publicznych nie ma dyrektorów nie-mianowanych. Mnie mianował zarząd - tak samo jak innych od lat. Proszę mnie zatem aż tak bardzo nie wyróżniać.
Czas przyszły, najkrócej: Przedstawiłem na łamach "Rzepy" swoje plany dotyczące Dwójki - choć już bez przyjemności postanowiłem realizować je jedynie w tym rytmie, na który pozwala obecna podła kondycja finansowa Polskiego Radia (a więc wolniej niż bym chciał). Nie mam zamiaru robić niczego, co by oznaczało, że swoje plany stawiam wyżej niż dotychczasową pracę zespołu Dwójki. Skoro przyszedł kryzys, musi on dotknąć proporcjonalnie tak samo nie tylko tych, którzy się od dawna głowią nad programem, ale i nowe plany dyrektorskie.
W tymże kontekście: cieszę się, że udaje się nam dokonywać oszczędności bez potrzeby zdejmowania całych audycji (jedna jedyna, którą zdjęliśmy, spadła przede wszystkim z powodów merytorycznych: skądinąd wybitny autor po prostu nie poradził sobie z nowym projektem "poczty literackiej" - i jednym z moich pierwszych zajęć jako dyrektora Dwójki było odbieranie negatywnych opinii na temat tej audycji, od kolejnych redaktorów Anteny; przekazując autorowi decyzję o zdjęciu jego audycji z anteny, zaproponowałem spotkanie, żeby wyjaśnić dokładniej o co chodzi - ale autor z zaproszenia nie skorzystał, za to obsmarował mnie bezecnie w swoim blogu; no cóż, takie czasy).
Pod wpływem kryzysu w całym Polskim Radiu odbywa się ten sam proces: przejmowanie odpowiedzialności za cały program przez etatowych dziennikarzy anten - z rąk zewnętrznych współpracowników. Jednak w Dwójce część współpracowników to faktycznie od dawna włączeni w życie anteny dziennikarze - nikt nie nazwałby ich "zewnętrznymi". Prawdziwym wyzwaniem jest dziś uzyskanie takich rozwiązań, aby ci nasi "wewnętrzni" mogli zająć jak najszybciej pozycję pełnoprawnych pracowników Dwójki. Są to często ludzie, bez których nie ma wielu ważnych pozycji w naszym programie.
3 komentarze:
Ciekawe jakie są kwalifikacje Pana doktora, poza jedynie słusznymi, czyli wspólną pracą w Christianitas, z Panem Kiernickim. Szkoda, równie dobrze Pan doktor Milcarek mógłby się sprawdzić w biznesie, Cisowianka?.Niestety przykro o tym czytać.Też jestem katolickim ortodoksem, tylko w przeciwieństwie do Pana brzydzę się takim postępowaniem. Powiedzmy wprost kolega załatwił Panu doktorowi dobrze płatną pracę (9000 zł.?)
Panie Pawle...katolik "ortodoks" brzydzi się panem, bo za dużo pan zarabia :). Straszne i obrzydliwe to jest :):)
Co takiego wydarzyło się,że Pan,jako osoba miażdżąca Arcybiskupa Wielgusa ,powrócił do tygodnika "Niedziela",który w obronie Arcybiskupa staje....nie mam dostępu od dwu lat do FF,dlatego tu Pana nękam.Ur1.
Prześlij komentarz