poniedziałek, 3 marca 2008

Jestem czy nie jestem katolikiem "trydenckim"?

Takie mniej więcej pytanie zadano mi na Blogu Christianitas w salonie24. Z dodatkiem: czy ci "trydenccy" katolicy są gotowi na "kompromis" ze Stolicą Apostolską? No i jeszcze pytanie, co sądzę o wszelkich dialogach (ekumenicznym, z innymi religiami...).

Zacznę od tej "trydenckości". Sprawa jest dość prosta - ale, jak zwykle, odpowiedź zależy od rozumienia tego pojęcia. No więc tak: katolikiem "trydenckim" jestem mniej więcej w tym samym stopniu, w jakim ma być nim każdy katolik rzymski. Definicje trydenckie - np. o Eucharystii, Mszy, innych sakramentach, Łasce - są w moim Kościele dogmatami, o których przypominają do dziś encykliki papieży (np. Mysterium fidei Pawła VI czy Ecclesia de Eucharistia Jana Pawła II - proszę sprawdzić, na jakie dokumenty powołują się te teksty). W konsekwencji także każda Msza i każda poprawna katecheza jest właśnie "trydencka" - o ile jest katolicka. I w tym sensie spodziewam się i oczekuję, że wszyscy moi bracia we wspólnocie Kościoła odnajdą swój związek z Trydentem - bo bez pełnego pozytywnego afektu przyjęcia jego nauk nie można być katolikiem. W tym też sensie oczekuję, że nie będzie się "trydencką" nazywało tylko Mszy z mszału św. Piusa V i bł. Jana XXIII, lecz także Mszę odprawianą zgodnie z edycją typiczną mszału Pawła VI - bo żeby być Mszą Kościoła Chrystusa, musi być ona tak "trydencka", jak katolicyzm jest "rzymski". Gdyby jakiś kapłan powiedział mi np., że odprawia nie-trydencką Mszę św., byłbym po prostu zaniepokojony o to, czy chce uobecnić Ofiarę i sprowadzić realną obecność Pana Jezusa.

Żeby to odnalezienie niezbędnego związku także z tym wielkim soborem Kościoła było łatwiejsze, trzeba by na pewno zgłębić jego historię, przekraczając fałsze rozpowszechniane często przez "aroganckich krytyków". Pierwszy z brzegu fałsz to przekonanie, że "w Trydencie nikt nie chciał z nikim dyskutować" - trzeba rzeczywiście nie wiedzieć nic o okolicznościach i przebiegu tego soboru, żeby coś takiego powiedzieć. Bo dyskusje w Trydencie były, i to ostre, a kształt najważniejszych dokumentów (np. o usprawiedliwieniu) był właśnie taki, żeby zostawić furtkę debacie teologicznej z nowatorami. Tylko że nowatorzy - zaproszeni do debaty - nie mieli na nią ochoty.

Wracam jednak do pierwszego pytania. Jestem więc katolikiem "trydenckim" razem ze wszystkimi moimi braćmi i siostrami w Kościele. Czy także w jakiś inny, szczególny sposób? Znowu proszę o uwzględnienie mojego odróżnienia: owszem, w czasach gdy np. ogół teologów niemieckich jest skłonny do herezji negowania ofiarnego charakteru Mszy, ja mocniej niż byłoby to potrzebne kiedy indziej powtarzam dogmaty Trydentu, bo właśnie jako odpowiedź na tę herezję Trydent był wydarzeniem opatrznościowym. W tym sensie mój katolicyzm będzie "trydencki", tak jak jest - właśnie w ten sam sposób - bardziej "tradycyjny".

Nie mogę jednak zakończyć bez takiego dopowiedzenia, które kompletuje tę odpowiedź: jeśli komuś chodziłoby o to, czy tzw. epoka trydencka i potrydencka jest w moim katolicyzmie przedmiotem jakiegoś szczególnego zachwytu lub przywiązania - musiałbym odpowiedzieć, że nie. Msza, na którą chodzę gdy nie przeszkadzają niemądrzy zeloci po-soboru, bywa nazywana trydencką - ale każdy kto choćby liznął trochę solidniejszej wiedzy na ten temat, wie dobrze, iż jest ona bardziej "gregoriańska" (od św. Grzegorza Wielkiego), "karolińska" czy "średniowieczna" - niż właśnie trydencka. Potrydencki był głównie akt prawny ustanawiający ją jako powszechnie obowiązującą w Kościele. A jednak jest to ten ryt Mszy, który od czasów niepamiętnych, od tak dawna jak sięga pamięć Kościoła i wiedza historyków, był obrządkiem Kościoła rzymskiego. Po Trydencie jedynie rozszerzono go na cały Kościół łaciński.

Nie jestem też admiratorem potrydenckiego stylu duchowości. Czuję się związany z duchowością o wiele bardziej "prymitywną" - bo benedyktyńską, a przez to z ową "starą szkołą" monastycznej wolności, sięgającą pierwszych wieków, czasów Kasjana i innych. Mam przyjaciół, którzy więcej zawdzięczają "trydenckiej" duchowości (np. jezuitom), ale sam się do nich nie zaliczam (już więcej zawdzięczam karmelitom - ale ich wielka reforma w XVI w. była bardziej "eremicko-średniowieczna" niż "trydencka"). To samo w filozofii: jestem uczniem św. Tomasza i szkoły dominikańskiego tomizmu - a nie devotio moderna czy ontologii jezuickich albo... brrrr... oświeceniowych.

Jak widać, moje umiłowania są "pre-moderne" (a czasem, by zacytować Maritaina, "anti-moderne") - bardziej "prymitywne" niż wysublimowanie nowożytne. Wydaje mi się nawet, że sposób, w jaki przeprowadzono reformę liturgiczną po Vaticanum II jest bardziej karykaturą tego stylu "trydenckiego" centralnego, metodycznego, planowego zarządzania lub oświeconego absolutyzmu, niż rzekomym "powrotem do źródeł" (tak jak np. rahnerowska teologia jest raczej skrajną realizacją suarezjańskiej neoscholastyki niż upragnionym przez Sobór uczynieniem z Pisma serca teologii - stopień racjonalistycznego ufilozoficznienia tej teologii przekracza wszystko co robili np. scholastycy w XII-XIII wieku).

Taki to właśnie ze mnie katolik "trydencki".

Pozostały jeszcze do odpowiedzi inne pytania, ale o tym w następnym poście.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Panie Pawle,

nic nowego Pan nie powiedział. Jak kształtował się formularz Mszy św. W historii to ja wiem. To, że jest Pan Katolikiem również.
To, że Pan uważa, że Msza posoborowa jest karykaturą tej Trydenckiej - nie wiedziałem, ale się dowiedziałem.

A więc jedna nowa rzecz - chociaż się nie spodziewałem tak druzgocącej oceny.

Można rzeczywiście nie dyskutować dalej. Bo po co . Ale skoro Pan uważa, że jest karykaturą,

chciałbym się zapytać gdzie?

Karykatura to przedstawianie w krzywym zwierciadle kogoś/czegoś ale w sposób humorystyczny. Zresztą celem karykaturowania może być satyra, ośmieszenie albo wywołanie uśmiech z kogoś/czegoś.

Więc nie za bardzo rozumiem co oznacza karykaturowanie Mszy obrządku łacińskiego zwanej jako Trydencką przez reformę soborową i posoborową.

Jeśli Pan używa tej terminologii to wprowadzenie Obrządku Rzymskiego w całym Kościele Zachodnim i wycięcie wszystkich liturgii lokalnych nie było karykaturą ale zabójstwem.(idąc Pana tokiem rozumowania).

Więc dlaczego mamy uważać, że zabójstwo jest lepsze od karykatury... ?

Co do dialogu, z nowatorami.
Rozumiem, że karą za to, że się nie pojawili było rzucenie anatemy. Ale przecież anatemy odnosiły się także do tychże duchownych - nie nowatorów ale którzy zachowaliby jakieś ślady dawnych obrządków pod karą właśnie anatemy.

Wyobraża sobie Pan aby Sob Wat II wprowadził nowy sposób Odprawiania Mszy św. zabraniając pod karą anatemy poprzedniego Rytu?

Postulaty Soborowe przecież to praca nad tym aby Liturgię uwolnić od pierwiastków świeckich i zabobonnych nie tylko w warstwie muzyki Kościelnej ale samym rozumieniu liturgii.

Pius X

-> dążenie do ożywienia udziału wiernych w Liturgii(MOtu Proprio O Muzyce Kościelnej)
-> Dekret o częstszym przyjmowaniu Komunii św.(określenie warunków częstrzego przyjmowania Komunii Św., obniżenie wieku przyjmowania Komunii św.)

-> wydanie graduale romanum i Antifonale

Pius XII -> kontynuowanie ruchu Liturgicznego, organizowanie sympozjów, narodowych dni liturgicznych, kongresów liturgiczno-duszpasterskich(1956 w Asyżu), gdzie powiedział: |Ruch Liturgiczny jest znakiem opatrznościowej działalności BOżej dla naszych czasów, jakby przejściem Ducha św. przez Jego Kościół.

Sobór Trydencki był właściwie odpowiedzią na tentencje reformatorskie w Kościele w którym określił rozwój liturgii w ramy rubrycysto-prawne. Kto "inaczej" ten "anatema sint".
A więc powstrzymał rozxwój liturgii i zakonserwował jakby Liturgię w kanonach na kilkaset lat!!!!! co nie sprzyjało ani ożywieniu udziału wiernych w liturgii - jedynie odzdzieliło "ziarno od plew" -> powstrzymało i postraszyło nowatorów. NOta bene dziwny zwyczaj i podejście do wiernych. Ale widocznie kondycja Kościoła tak słaba, że trzeba było zastosować taką kurację przez "oczyszczenie".
Liturgia zawsze się rozwijała tak jak rozwija się kultura i sztuka - które sią formą wyrazu różnych pokoleń.. . Rzowijała się w swojej formie by odpowiadać językowi współćzesnych w swojej formie. NIe chodzi tu o zmiany dogmatyczne. Jednak samo oczyszczenie Liturgii z pierwiastków świeckich w warstwie np. muycznej i zabobonnemu rozumieniu liturgii przez wiernych( a więc istotę problemu) przyniosły dopiero późniejsze okresy. Dopiero od XIX w. następuje powolny okres poszukiwań korzeni Liturgii - Ruch Liturgiczny. A jakieś zmiany w całym Kościele to dopiero XX wiek.

Ukoronowaniem ruchu Liturgicznego jest żywo Sobór Watykański II i reforma posoborowa.

Owszem zgadzam się, że jest wiele patologii w Liturgii ale te patologie były także w okresie obowiązywania tzw. Mszy TRydenckiej. BYły patologie także przed Mszą Trydencką.

Więc skoro były, to nie Ryt jest tego przyczyną lecz forma duszpasterska, gorliwość ludzi odpowiedzialnych za Liturgię aby rzeczywiście - jak mówi SObór II - stała się Ona "..szczytem do której zmierza działalność Kościoła oraz jednocześnie źródłem z której wypływa cała jego moc."

Stąd z duchem czasów Kościół dokonał zmian które miały dopomóc wiernym w czerpaniu z JEJ skarbca, nie tylko poprzez umożliwienie częstrsego przyjmowania Eucharystii ale także umożliwienie pełnego uczestnictwa: słowem, gestem i zaangażowaniem w sprawowanie Liturgii. Sęk w tym, że nawet najlepsza reforma może zostać storpedowana przez przeciwników, a także małą gorliwością duchownych.

Novum nr 1 SOboru Watykańskiego II to nie obłożenia anatemami innych form sprawowania Kultu.

Kościół jak dobry nauczyciel który - nie tylko grozi palcem i nakazuje, ale także słucha wiernych... .

Proszę porównać jaka była rola laikatu w tzw. Kościele przedsoborowym a jaka jest teraz... ???

Proszę porównać jaka była rola laikatu w pierwszych wiekach chrześcijaństwa????

I teraz odpowiedzieć sobie na pytanie czy Okres Trydencki laikatowi służył czy też raczej starał się nim dowodzić domagając się ślepego posłuszeństwa zamiast twórczej pracy dla Owczarni Chrystusowej... .
Tym razem dostrzegam, że tej wierności brakuje środowiskom Lefebrystów i Tradycjonalistów. MOże nie wszystkim ale wielu reformatorów jest i w salonie którzy schej nitki na soborze wat II nie pozostawiają. Zresztą Pan też sugeruje spisek.

*******

Dziękuję za odpowiedź. Czekam na odniesienie się do pytań, gdyż właściwie nie odpowiedział Pan na żadne. Pytania odnosiły się o Tradycjonalistów i ich postulatów.
w konkretnych dziedzinach. Nie pytałem też czy Pan jest Katolikiem czy nie gdyż wiemy wszyscy o tym. Cokolwiek Pan dyskusję kieruje na wygodną dla siebie pozycję -> bycia ofiarą, że niby blogerzy z salonu uważają, że nie jest Pan Katolikiem. Ależ jest i nigdy nikt tego nie podważał.

Skoro więc podzielił się Pan swoją Wiarą - dziękuję.

Pozdrawiam.

Stanisław Młynarski

Anonimowy pisze...

Komentarz c.d.

Przeczytałem jeszcze raz Pana Wpis i zastanawiam się czy Pan nie zażartował sobie ze mnie.

A to dlatego, że przecież kontekst naszych pytań był w nawiązaniu Tradycjonalistów. A przecież nikt nie sugeruje im i także Panu, że będąc blisko Tradycjonalistów nie wyznaje dogmatów w Kościele.

Pisałem chyba u Pana na blogu w salonie, że proces rozwoju Litrurgii zachodził od jej początku i jest rzeczą naturalną. Jeśli był z tym problem to raczej wynikający z tego, że ramy tego rozwoju były zbyt szerokie. WIęc jeśli porównywać w tym konterkście reformę Trydencką do Watykańskiej II różnica jest zasadnicza.

Trydent zatrzymał naturalny rowój Liturgii wciskając je w ramy rubrycystyczno-prawne oprawiając anatemami.

A Sobór Watykański II wyznaczył RAMY jej rozwoju - rezygnując z twardej oprawy anatemami.

I rzecz przcież nie dotyczy dogmatów:
- obecności Jezusa w Eucharystii

lecz jedynie filozofią podejścia do Litrurgii - jej formy. W Trydencie istotą była wierność formularzowi - gdyż odstąpienie od niego wiązało się anatemą. Ciekawy sposób gdyż przecież o odstępstwie od Ciała Mistycznego którym jest Jezus jest raczej GRZECH śmiertelny a nie nieprzestrzeganie przepisu dot formy obrzędowej.

NO ale Kościół miał takie Prawo - pytanie czy go nie nadużył... ???
Nie wiem, jestem lojalnym członkiem Kościoła KAtolickiego.

Ale przyznam, że lepiej się czuję w Kościele postępującym wg filozofii Watykańskiej II... . Gdzie podaje się istotę i cel obrzędów przy dania pola do dowolności... .

Więc patrząc globalnie na przestrzeń Historii Kościoła i Liturgii powiedziałbym, że Rubrycydtycxno-prawne podejście do Liturgii było "łataniem dziur" w łodzi wskutek rozwrywających jej prądów nowatorskim.

Jednak remont łodzi rozpoczął się od Ruchu Liturgucznego którego uwieńczeniem był sobór Watykański II.

Z tego powodu dziwi mnie niezauważanie i nierozumienie reformy soborowej uciekając do formy z okresu historii Kościoła w Którym właśnie nie prowadzono reformy a jeśli ją prowadzono to śladowo i raczej "kijem anatemy" niż dokładając wysiłku aby doprowadzić do głębszego rozumienia przez wiernych samej Świętej Liturgii.

Oczywiście rozmawiamy o sytuacji na szczeblu centralnym a więc wytyczania kierunków rozwoju Kościoła w Okresie Trydenckim i WAT II.

Kierunek Trydenckiego był taki aby palcem pokazać heretyków i pogrozić palcem domagającym się zmian.

I nie chodzi tu o dogmaty ale o przyliżenie istoty Liturgii wiernym.

A jakie to rozumienie było pokazuje |Ruch LIturgiczny który Panie PAwle nie dotyczył szarego laikatu ale najpierw Duchownych:

zakonników, ośrodków litrgicznych, seminariów duchownych a potem dopiero może jakoś dotarł niżej.

KRYZYS Panie PAwle dotyczył DUchownych a więc sprawujących Liturgię a nie szarych Ludzi.

Ruch Liturgiczny przetoczył się więc w tym środowisku i doprowdził do zmian w reformie Lityrgicznej rozpoczętej przez Piusa X.

Nie jest tak, że widzę samo zło w okresie Trydenckim. Ja widzę problemy Kościoła i problemy związane z rozumieniem, uczestnictwem w Liturgii - tamtejszego Kościoła. Z tych problemów wynikały sposoby ich rozwiązania. A mam wrażenie, że ze sposobó rozwiązania problemów z epoko Trydenckiej Tradycjonaliści czynią nieogłoszony "Dogmat" - Msza Wszechczasów.

Nie ma takiego dogmatu i nie ma Liturgii Wszechczasów. Każda Eucharystia sama w sobie jest Liturgią Wszechczasów. Forma Liturgiczna jest zaledwie ty co odróżnia istotę od przypadłości.

Pozdrawiam

SM

Anonimowy pisze...

@ Stanisław Młynarski

We wstępie do francuskiego wydania książki msgr. Klausa Gambera "La Réforme Liturgique en question" kard. Ratzinger napisał:

J. A. Jungmann, jeden z najwybitniejszych liturgistów naszego czasu, określił współczesną mu liturgię, widzianą w świetle badań historycznych, jako „liturgię, która jest owocem rozwoju”. (…) To, co wydarzyło się po II Soborze Watykańskim, było czymś całkowicie innym: w miejsce liturgii jako owocu rozwoju przyszła liturgia sfabrykowana. Porzuciliśmy organiczny, żywy proces wzrostu i rozwoju na przestrzeni stuleci i zastąpiliśmy go, jak w procesie produkcji, fabrykacją, banalnym produktem wytworzonym na poczekaniu (produit banal de l’instant) [Wstęp do książki La Réforme Liturgique en question, Éditions Sainte–Madeleine 1992, s. 7–8.].