środa, 25 marca 2015

Tato i z powrotem

Jestem przekonany, że życie każdego z nas jest określone w grubych 90 % przez czynniki wyjściowe. W tym przepotężnie przez wpływ domowy, domowe obecności i nieobecności; w tym potężnie przez genetykę i osobowość rodziców.

Mimo to pozostajemy wolni: te 10 % wykraczające poza ramy wyżej określone - to przecież nieraz sfera ogromna, nieraz są tam wielkie zwroty życiowe i w ogóle sporo zaskoczeń dla wszystkich. Trzeba naprawdę mnóstwo zręczności i szlachetności, żeby te 10 % wykorzystać i przyzwoicie zagospodarować.

Jednak w każdej chwili życia, w każdej decyzji i rozeznaniu startujemy z tych wcześniejszych 90 %. Czy są one nie-nasze? Ależ nasze! Czy są niewolą? Ależ są wolnością. Tylko że przez nie jesteśmy umieszczeni w wolności człowieka pojętego szerzej niż "ja"; w wolności jakiegoś "my". To wciąż jest wolność ludzka, choć mutująca w kolejnych piętrach pokoleń i domów, z materii urodzenia i decyzji.

Jako mężczyzna - urodzony i wychowywany w domu, w którym nie brakowało ojca - jestem więc tak bardzo moim ojcem. Chłopcy chcą robić to, co robi tata - choć obecność matki pozwala im to nieustannie ukrywać, naśladując "modus" matki, gdy potajemnie i nie do końca świadomie idą drogą wartości ojca.

Ile potrzeba lat, by chłopiec przestał się "przebierać" za mamę, aby w tajemnicy - też przed swoją dumą - naśladować ojca, tak często "niedoścignionego"? Pewnie tyle lat, że chłopiec już dawno jest mężczyzną. Pewnie tyle lat, że mężczyzna jest dawno ojcem.

Zresztą nasze ludzkie szczęście polega na tym, że syn stopi w swej osobowości nie tylko na chwilę, lecz na zawsze "substancję" wartości ojca ze "sposobem" życia matki (tak jak kobiety łączą ideał matki ze sposobem postępowania ojca). Nie jestesmy, nie musimy być jednowymiarowymi kopiami - nawet gdy pozostajemy "wiernym odbiciem". Nie jednego, lecz dwojga.

Mam pod pięćdziesiątkę - i nadszedł czas, by przestać się bawić w indiańskie podchody z Tatą. Tata ma powyżej lat 80 i chyba właśnie miałby ochotę bawić się w podchody bardziej niż kiedyś. Być może. Jednak mnie właśnie ta od dziesięcioleci przeczuwana chwila trzeźwego widzenia przeszkadza w kontynuowaniu chłopięcej gry - grają w nią ze mną moi synowie, właśnie to zauważyłem. Mają przed sobą wiele lat wyczerpującej rozgrywki.

Ale my, ale my, Tato, już nie musimy grać. Została nam miłość, Tato.

Brak komentarzy: