poniedziałek, 11 lutego 2008

TW Mieczysław

Dopiero dziś zajrzałem na stronę IPNu z wypisem agenturalnym Bogusława Kowalskiego, mojego znajomego sprzed lat. Poznaliśmy się gdzieś około 1984 (ja wtedy byłem jeszcze w liceum, a BK na pierwszym roku historii). Byliśmy razem na sesji o Dmowskim w Krakowie. Zapamiętałem go jako sympatycznego człowieka, ideowego i trochę jeszcze oszołomionego przyjazdem na studia do Warszawy.

Druga rozmowa, którą mocniej zapamiętałem, odbyła się wtedy gdy BK nagle odwiedził mnie - też chyba w 1984 - w domu z wyraźnym pragnieniem oddania się do usług - gdyż był pod wrażeniem jakiejś nieprawdopodobnej plotki, że będę kierował komisją młodzieżową PZKSu po objęciu władzy przez ekipę endecką (wieść o tyle dziwna, że nie byłem członkiem PZKSu i byłem jeszcze licealistą). Przyznam, że to spotkanie trochę mnie rozbawiło i trochę też naruszyło mój dotychczasowy obraz szlachetnej naiwności mojego kolegi. A jakiś czas potem - ale musiało już minąć całkiem sporo czasu - BK umówił się ze mną w Ogrodzie Łazienkowskim, żeby zaproponować mi udział w swoim (?) projekcie "przejęcia kontroli" nad młodzieżowym nurtem PRONu (swoją drogą, ciekawe czy takie coś istniało?). Mój rozmówca podchodził do tego z ogromną powagą i opisywał w języku socjologii organizacji, ale jakoś mnie to nie przekonało, i w tym odważnym przejęciu kontroli nie zauczestniczyłem.

Jak widzę, wszystko to było jeszcze przed zwerbowaniem BK przez SB w 1986 (choć rozmowa w parku mogła być już potem). Z lat jego agentury nie mam wielu wspomnień - mijaliśmy się na korytarzach UW, gdzie Bogusław organizował jakieś spotkania "na temat Elementarza etycznego Karola Wojtyły" i apelował o tworzenie środowiska "milczącej większości".

Kiedy jedyny raz w swym życiu zetknąłem się z próbą nakłonienia mnie do współpracy przez esbeka, chwalił się on znajomością różnych okoliczności moich zaangażowań w nielegalną endecję. Kto wie, może to "Mieczysław" dostarczył coś z tej wiedzy? Esbek odczytywał coś o mnie z jakichś gryzmołów.

Potem, niestety, nasze drogi z BK znów się na moment skrzyżowały: jakoś w 1989 BK skontaktował się z redakcją drugoobiegowych "Nowych Horyzontów" i przedstawiając się jako człowiek zaufania londyńskich władz Stronnictwa Narodowego zaproponował podjęcie próby wydania pisma w oficjalnym obiegu. Niestety zgodziliśmy się na współpracę z nim, a efektem było przejęcie przez BK całkowitej kontroli nad pismem, mimo że nominalnie naczelnym byłem ja. Złożyłem dymisję z funkcji już chyba przy drugim numerze, ale lojalnie względem pisma nie wycofałem nazwiska ze stopki (co było błędem przesadnej szlachetności).

Według akt IPN teczka TW Mieczysław została zniszczona w styczniu 1990. Ktoś na pewno odetchnął.

Następnym razem BK zadzwonił do mnie na przełomie 1992 i 1993 roku, jako naczelny "Myśli Polskiej", przeniesionej właśnie do kraju. Przyjąłem propozycję stałej rubryki, ale nasza współpraca skończyła się znów bardzo szybko, chyba po miesiącu lub dwóch (miałem wrażenie, że BK potrzebował mnie w tym czasie w ramach legitymacji przed starymi endekami z Londynu). Zdążyłem opublikować kilka tekstów, a potem "Myśl" zerwała tę współpracę z dnia na dzień. I dobrze, bo potem nieźle nią "rzucało", tak że skład szacownej rady programowej coraz bardziej się wyludniał.

Po tym epizodzie obiecałem sobie, że już nigdy i przenigdy żadnych propozycji BK nie przyjmę - i mam wrażenie, że i on uznał to za prawdziwe zakończenie, bo już w późniejszych latach nie musieliśmy się znosić. Mijaliśmy się czasem tu i ówdzie - np. w klasztorze franciszkanów na Zakroczymskiej, gdzie byłem w związku z nagraniem jakiegoś programu dla Telewizji Niepokalanów, a BK chyba był w tę telewizję jakoś "wkręcony". Potem w 1995 ze zdumieniem zobaczyłem Bogusława w tv jako głównego sztabowca Wałęsy w wyborach prezydenckich - nieźle mnie zdziwił ten przeskok BK z niszy na szczyty procesu politycznego, choć w zapleczu. Wtedy zresztą zaczęło się mówić na mieście bardziej wprost o BK jako o "oficerze" (taki "skrót myślowy" z mrugnięciem okiem). Już nikogo tak mocno nie dziwiło promowanie kandydatury gen .Wileckiego w wyborach prezydenckich 2000. Poprzez SNy przeszedł do LPRu, a w ten sposób znów trafił w wir wielkiej polityki przełomu 2005/2006. Był moment, że na nim "wisiała" szansa porozumienia PiS-LPR, ale ostatecznie Kaczyński i Giertych dogadali się sami, a BK musiał sobie tworzyć osobne koło złożone z osobistości formatu posła Bestrego. Co ciekawe - o czym może mało się pamięta - to właśnie parlamentarzyści tego koła (Ruchu, a jakże, Ludowo-Narodowego) zwrócili się do RPO o obronę praw obywatelskich abp. Stanisława Wielgusa (co rzecznikowi Kochanowskiemu dało asumpt do zajęcia się tą sprawą i powołania komisji, która wydała opinię zupełnie sprzeczną z oczekiwaniami wnioskodawców z RLN). Koniec końców, BK został jakoś zasymilowany przez PiS i wszedł z jego listy do obecnego sejmu. No i w trybie automatycznego ujawnienia papierów parlamentarzystów jego "x-files" zostały niedawno ujawnione, co skończyło czas podejrzeń, a otworzyło czas "ewidencji".

Czy Bogusław Kowalski, czyli TW Mieczysław, jest właśnie dobrym przykładem owego typu narodowca głęboko zasymilowanego z PRLem, który opisywałem parę razy na moim blogu? I tak, i nie. Tak - bo owszem, BK pracował cały czas w strukturach myślowych i ludzkich środowiska narodowego. Nie - bo BK nie był nigdy typem "rasowego endeka", raczej kręcił się w pobliżu, jak życzliwy sąsiad z przeciwka, od którego pomocy kiedyś się uzależniasz, a on organizuje ci życie, tak jak BK swego czasu "pomógł" londyńskiemu SNowi i środowiskom narodowym w kraju.

Gdy BK związany był w latach 80. z Fundacją "Laborem Exercens", żartowaliśmy, że to pewnie Fundacja Collaborem (bo jej prezes był kiedyś po prostu komisarycznym szefem PZKSu). Jednak długo nie zdawałem sobie sprawy, że ten żart jest tak smutnie prawdziwy.

Zobacz także:
Zdrajca obok, cz. 1
Zdrajca obok, cz. 2
Problem osobistego doświadczenia
Endecy i SB

Brak komentarzy: