Właśnie media ogłaszają, że "kolejny poseł opuścił PiS" - aż śmieszne jak łatwo zostać "kolejnym" w depeszach podnieconych antypisowsko mediów. Tym "kolejnym posłem" (słyszał kto ostatnio o wcześniejszych i kto jest następny?) jest Lucjan Karasiewicz. Odchodzi do stowarzyszenia Kazimierza M. Ujazdowskiego, bo już nie mógł znieść tego jak PiS męczył się przy głosowaniu nad Traktatem Lizbońskim. On sam głosował "za" i najwyraźniej nie miał wątpliwości - i teraz przenosi się do tych, którzy też nie mieli wątpliwości i też głosowali murem "za".
Osobliwość tej sytuacji polega na tym, że Ujazdowski z tym swoim "za" staje się ikoną jakiegoś "konserwatyzmu". Wcześniej tych "konserwatystów" wyróżniało kłócenie się z Giertychem o Gombrowicza oraz plany zajmowania się ekologią (przesadzam tu o tyle, że np. Ujazdowski jako minister kultury robił świetną pracę z "patriotyzmem jutra" czy w ogóle "polityką historyczną"). Teraz doszedł nowy wyznacznik: "konserwatyści" to ci, którzy głosują za Traktatem deformującym UE.
Tak więc ci "konserwatyści" pozostali w PiSie, gdy Kaczyński wymanewrował Marka Jurka i prawdziwych katolickich konserwatystów w kwestii ochrony życia. Potem ich czołówka odeszła - już po nowych wyborach - z powodu "deficytu demokracji" w partii. Teraz Karasiewicz odchodzi, bo PiS nie był dość zdecydowany w głosowaniu za Eurokracją.
Gombrowicz, ekologia, eurokracja... Luuuudzie! Cudni ci "konserwatyści": konserwatywnie asertywni w realizacji postulatów "chadeckich". Konserwatyści bardziej chadeccy od PiSu.
JarKacz został teraz zupełnie bez owych "konserwatystów". Na prawo i lewo daje sygnały, że poradzi sobie ze swą niesforną "grupą posłów nastawionych antyeuropejsko" (bo JarKacz jednak dba o swój image pogromcy orientacji radiomaryjnej i chciałby chociaż taką posadę zachować w establishmencie) - ale będzie próbował się ugodzić z Radiem Maryja, tak jakoś na zasadzie, którą posługuje się od dawna: "no i gdzie pójdziecie?" Ale powoli i ten argument przestaje działać. Prezes stracił czar przywódcy rewolucji moralnej (to już dość dawno, bo ludzie jednak pamiętają te wygibasy), już nie rozdziela konfitur (przegrawszy zarządzone przez siebie wybory), a teraz jeszcze traci na naszych oczach charyzmę komendanta, który "dobrze wie". Dlatego dzisiejsze pytanie już nie brzmi: "dokąd pójść bez Kaczyńskiego?" - ale raczej: "czy Kaczyński wie jeszcze dokąd prowadzi?" I to znacznie osłabia zdolność JarKacza do zatrzymywania przy sobie rozżalonych posłów.
Co z tego wyniknie, trudno orzec. Cieszyć się też nie ma na razie z czego. (chyba że jakaś rzeczywista prawica się z tego wyłoni...). Na placu jest PO - taki zbiorowy Aleksander Kwaśniewski, nie-postkomunistyczny, o twarzy postliberalnych miglanców, nie do zbicia ze swoimi uśmiechami zastępującymi politykę. Biedna Polska!
Osobliwość tej sytuacji polega na tym, że Ujazdowski z tym swoim "za" staje się ikoną jakiegoś "konserwatyzmu". Wcześniej tych "konserwatystów" wyróżniało kłócenie się z Giertychem o Gombrowicza oraz plany zajmowania się ekologią (przesadzam tu o tyle, że np. Ujazdowski jako minister kultury robił świetną pracę z "patriotyzmem jutra" czy w ogóle "polityką historyczną"). Teraz doszedł nowy wyznacznik: "konserwatyści" to ci, którzy głosują za Traktatem deformującym UE.
Tak więc ci "konserwatyści" pozostali w PiSie, gdy Kaczyński wymanewrował Marka Jurka i prawdziwych katolickich konserwatystów w kwestii ochrony życia. Potem ich czołówka odeszła - już po nowych wyborach - z powodu "deficytu demokracji" w partii. Teraz Karasiewicz odchodzi, bo PiS nie był dość zdecydowany w głosowaniu za Eurokracją.
Gombrowicz, ekologia, eurokracja... Luuuudzie! Cudni ci "konserwatyści": konserwatywnie asertywni w realizacji postulatów "chadeckich". Konserwatyści bardziej chadeccy od PiSu.
JarKacz został teraz zupełnie bez owych "konserwatystów". Na prawo i lewo daje sygnały, że poradzi sobie ze swą niesforną "grupą posłów nastawionych antyeuropejsko" (bo JarKacz jednak dba o swój image pogromcy orientacji radiomaryjnej i chciałby chociaż taką posadę zachować w establishmencie) - ale będzie próbował się ugodzić z Radiem Maryja, tak jakoś na zasadzie, którą posługuje się od dawna: "no i gdzie pójdziecie?" Ale powoli i ten argument przestaje działać. Prezes stracił czar przywódcy rewolucji moralnej (to już dość dawno, bo ludzie jednak pamiętają te wygibasy), już nie rozdziela konfitur (przegrawszy zarządzone przez siebie wybory), a teraz jeszcze traci na naszych oczach charyzmę komendanta, który "dobrze wie". Dlatego dzisiejsze pytanie już nie brzmi: "dokąd pójść bez Kaczyńskiego?" - ale raczej: "czy Kaczyński wie jeszcze dokąd prowadzi?" I to znacznie osłabia zdolność JarKacza do zatrzymywania przy sobie rozżalonych posłów.
Co z tego wyniknie, trudno orzec. Cieszyć się też nie ma na razie z czego. (chyba że jakaś rzeczywista prawica się z tego wyłoni...). Na placu jest PO - taki zbiorowy Aleksander Kwaśniewski, nie-postkomunistyczny, o twarzy postliberalnych miglanców, nie do zbicia ze swoimi uśmiechami zastępującymi politykę. Biedna Polska!