To trochę dziwne i wymagające (upokarzające?), że to, co "się wie", dochodzi w nas do głosu i ogłasza się dobitnie w sytuacjach skojarzeń nieoczywistych dla innych - aby pomagać w formułowaniu myśli dla innych zrozumiałych.
I tak to w trakcie oglądania z synkami w kinie Księcia Kaspiana ujrzałem to, co wiem o tradycji - to, co obracam od dawna w myślach i staram się powiedzieć w tekstach: na ekranie ktoś widząc nadjeżdżających zbirów, mówi do drugiego (tego, od którego życia zależała nadzieja wszystkich): jedź dalej, ja ich zatrzymam - i rzeczywiście wyszedł na środek drogi, aby opóźnić zagrożenie (a być może czasem tylko tyle trzeba, by uratować nadzieję wszystkich). Raczej bez rycersko-kowbojskiego patosu, być może nawet z rezygnacją.
Takich scen jest na kopy w różnych filmach eksploatujących tropy heroiczne, ale teraz pojąłem tę tak prostą rzecz o tym, czym jest tradycja godna tej szlachetnej nazwy.
Łacina podpowiada: trado, tradere, "przekazywać". To brzmi, hm, dość technicznie. W rzeczywistości zawiera się w tym wszystkim pewna całkiem "dotkliwa" transakcja, którą nazywa się ofiarowaniem: przekazuje ten, kto gotów stracić, lecz inaczej nie przekazuje się w świecie powstawania i ginięcia.
"Kto chce zachować życie, straci je" - to może zła nowina dla konserwatystów, czyli tych, którzy tak bardzo chcą "zachować" po prostu. Jednak kto straci swe życie chroniąc życie, rzeczywiście zachowa życie - to właśnie dobra nowina tradycji.
Prędzej czy później rozchodzą się drogi między samym "zachowywaniem" i "przekazywaniem": trzeba zatrzymać się w ucieczce, wyjść na środek drogi i próbować powstrzymać, spowolnić złe moce - w sobie samym i na zewnątrz - "po moim trupie". Można i należy to zrobić tylko wtedy, gdy dalej, za plecami mknie coś-ktoś jak "dziedzic", powiernik nadziei, w mglistą przyszłość, która kusi stalową wyobraźnię planistów, a przeraża stalowe zamki rasowych konserwatystów. Żeby dać, trzeba stracić.
I tak to w trakcie oglądania z synkami w kinie Księcia Kaspiana ujrzałem to, co wiem o tradycji - to, co obracam od dawna w myślach i staram się powiedzieć w tekstach: na ekranie ktoś widząc nadjeżdżających zbirów, mówi do drugiego (tego, od którego życia zależała nadzieja wszystkich): jedź dalej, ja ich zatrzymam - i rzeczywiście wyszedł na środek drogi, aby opóźnić zagrożenie (a być może czasem tylko tyle trzeba, by uratować nadzieję wszystkich). Raczej bez rycersko-kowbojskiego patosu, być może nawet z rezygnacją.
Takich scen jest na kopy w różnych filmach eksploatujących tropy heroiczne, ale teraz pojąłem tę tak prostą rzecz o tym, czym jest tradycja godna tej szlachetnej nazwy.
Łacina podpowiada: trado, tradere, "przekazywać". To brzmi, hm, dość technicznie. W rzeczywistości zawiera się w tym wszystkim pewna całkiem "dotkliwa" transakcja, którą nazywa się ofiarowaniem: przekazuje ten, kto gotów stracić, lecz inaczej nie przekazuje się w świecie powstawania i ginięcia.
"Kto chce zachować życie, straci je" - to może zła nowina dla konserwatystów, czyli tych, którzy tak bardzo chcą "zachować" po prostu. Jednak kto straci swe życie chroniąc życie, rzeczywiście zachowa życie - to właśnie dobra nowina tradycji.
Prędzej czy później rozchodzą się drogi między samym "zachowywaniem" i "przekazywaniem": trzeba zatrzymać się w ucieczce, wyjść na środek drogi i próbować powstrzymać, spowolnić złe moce - w sobie samym i na zewnątrz - "po moim trupie". Można i należy to zrobić tylko wtedy, gdy dalej, za plecami mknie coś-ktoś jak "dziedzic", powiernik nadziei, w mglistą przyszłość, która kusi stalową wyobraźnię planistów, a przeraża stalowe zamki rasowych konserwatystów. Żeby dać, trzeba stracić.
1 komentarz:
Źle by było, gdyby pod tak mądrą i piękną myślą nie pozostał ani jeden ślad lektury. Pana trop jest mi bardzo bliski, zresztą mojemu środowisku też. Różnica między nami może taka, że owo rozejście postaw tradycjonalistycznej i konserwatywnej dostrzegam nie w dalekiej konsekwencji, jak się to jawi u Pana, lecz już od samego początku. Dlatego nic nie jest mi bardziej obce i wstrętne niż konserwatyzm, który naprawdę jest - zgodnie z przekonaniem braci marksistów - li tylko reaktywny, małostkowy, kunktatoski, doskonale jałowy. Tradycjonalizm zaś ma w sobie odwagę i dynamikę równą idei postępowej, lecz zarazem jest od niej mocniejszy oparciem w rzetelnym poznaniu rzeczywistości i mądrości wieków.
Prześlij komentarz