Ale właściwie czemu to - najpierw serial z 1981, a zaraz potem książka Waugh - poruszyło mnie tak bardzo, na początku lat 90.?
Mieliśmy swoje dwadzieścia pięć lat, czas gdy świat ścieli się u stóp, a w każdym razie przypomina coś w rodzaju horyzontu, za który obiecuje sobie pójść wędrowiec, idący ku następnym widokom. Skończyliśmy właśnie studia, wokół była nowa niepodległość. Pamiętam, że żyliśmy jakby unosząc się kilka centymetrów nad ziemią - z tym przyjemnym złudzeniem niealkoholowego rauszu (złudzenie i rausz nie są nigdy do końca niewinne, choć bywają przyjemne). Początek narracji o Sebastianie i Karolu dobrze "kleił się" do tego doświadczenia.
Waugh przeprasza swego czytelnika, że w powieści zostało za dużo sentymentów do atrybutów właśnie odchodzącej epoki, jej smaków i budowli. A myśmy wychodzili z nieznośnego PRLu, podświadomie szukaliśmy Arkadii, zresztą z pełną zgodą na to, że znajdą się w niej także czaszki i szkielety (przecież mieliśmy ich sporo) - byle jednak w Arkadii dobrych smaków, pięknych widoków, eleganckich zachowań. A mnie jeszcze pociągała zawsze ta charakterystyczna dla angielskiego katolicyzmu nuta ciepła wtopionego w chłodny realizm.
Ale to jest opowieść nie o Arkadii - tylko o szkieletach Arkadii. A właściwie o czymś innym: o tym jak zwabieni wdziękiem pięknego ogrodu życia dojrzewamy jednak - niektórzy, czasami - do zgody, by "być nieszczęśliwi" - tylko po to, by wejść do Ogrodu, w którym szczęście jest powietrzem, a nie towarem lub ideałem.
Mieliśmy swoje dwadzieścia pięć lat, czas gdy świat ścieli się u stóp, a w każdym razie przypomina coś w rodzaju horyzontu, za który obiecuje sobie pójść wędrowiec, idący ku następnym widokom. Skończyliśmy właśnie studia, wokół była nowa niepodległość. Pamiętam, że żyliśmy jakby unosząc się kilka centymetrów nad ziemią - z tym przyjemnym złudzeniem niealkoholowego rauszu (złudzenie i rausz nie są nigdy do końca niewinne, choć bywają przyjemne). Początek narracji o Sebastianie i Karolu dobrze "kleił się" do tego doświadczenia.
Waugh przeprasza swego czytelnika, że w powieści zostało za dużo sentymentów do atrybutów właśnie odchodzącej epoki, jej smaków i budowli. A myśmy wychodzili z nieznośnego PRLu, podświadomie szukaliśmy Arkadii, zresztą z pełną zgodą na to, że znajdą się w niej także czaszki i szkielety (przecież mieliśmy ich sporo) - byle jednak w Arkadii dobrych smaków, pięknych widoków, eleganckich zachowań. A mnie jeszcze pociągała zawsze ta charakterystyczna dla angielskiego katolicyzmu nuta ciepła wtopionego w chłodny realizm.
Ale to jest opowieść nie o Arkadii - tylko o szkieletach Arkadii. A właściwie o czymś innym: o tym jak zwabieni wdziękiem pięknego ogrodu życia dojrzewamy jednak - niektórzy, czasami - do zgody, by "być nieszczęśliwi" - tylko po to, by wejść do Ogrodu, w którym szczęście jest powietrzem, a nie towarem lub ideałem.
3 komentarze:
Bardzo ciekawie o tej książce pisze G. Weigel w "Listach do młodego katolika". Jest tam osobny rozdział poświęcony tej powieści.
Witam, bodajże 6 lipca pojawiła sie informacja o nowym numerze "christianitas". Chciałem nabyć ale niestety w Toruniu nie mogę nigdzie dostać, nawet w empiku gdzie każdy poprzedni numer był. I teraz pytanie: jeszcze sie nie pojawiło w sprzedaży czy już nie ma? Pozdrawiam
W lipcu była tylko zapowiedź ukazania się numeru - który właśnie trafił do empików. Pozdrawiam.
Prześlij komentarz