środa, 2 kwietnia 2008

The Day After

Wczorajszy dzień zgruzował nadzieję, którą jeszcze niektórzy mieli: nadzieję na realną prawicę działającą poprzez PiS. Skończyło się to i "nie ma". Mnie ta nadzieja opuściła w ubiegłym roku w kwietniu, po zaangażowaniu liderów tej partii w zniszczenie nowelizacji Konstytucji. Teraz mamy jednak trochę inną sytuację, pod pewnym względem gorszą niż wtedy. Wtedy okazało się po prostu, że Kaczyńscy w rzeczywistości nie zmienili swoich pokręconych poglądów w sprawie ochrony życia, że nadal żyją lękami typowymi dla wykształciuchów hodowanych przez "Wyborczą" - i że nie zmieniła tego używana przez nich chętnie retoryka "papieska" ani zapisy pro life w sygnowanych przez nich deklaracjach partyjnych. To wyszło na jaw, i był koniec tej nadziei, że ci ludzie potrafią poprawiać swoje myślenie. Można było powiedzieć: po prostu nie byli przekonani do Sprawy i dlatego kręcili, co w końcu ujawnił Marek Jurek.

Teraz jednak jest inaczej: Jarosław Kaczyński jest (był?) suwerenistą z przekonania i "jak się patrzy". Leitmotivem jego polityki zagranicznej była twarda gra o interesy Polski. I właśnie teraz w tej grze poległ - przegrał w sprawie, do której był przekonany. Zagrał się jak z ostatnimi wyborami. Oto koniec słynnej skuteczności Prezesa. Myślę, że nie jest już tak bardzo ciekawe to, czy te ostatnie wygibasy "uratowały PiS" albo czy Prezesowi uda się przekonać swoich wyznawców, że to kolejny genialny manewr. Koń jaki jest każdy widzi: nawet jeśli Kaczyński nie przegra, przegrała polityka, z powodu której ufaliśmy "nieprzekupnym pogromcom układu".

Rok temu dogadali się z elitami PO w sprawie utrącenia poprawki do konstytucji. Teraz dogadali się z Tuskiem co do Traktatu Lizbońskiego. Zdradzili naszą nadzieję podwójnie - w planie cywilizacji życia i w planie pozycji Polski w Europie. Dosyć.


Brak komentarzy: