piątek, 14 marca 2008

Nihil ne plus?

Soliloquia św. Augustyna mają na początku ten słynny i brzemienny w konsekwencje dialog, w którym autor ustala ze swym rozumem przedmiot rozmyślań:
- Chcę poznać Boga i duszę.
- Nic więcej?
- Nic zupełnie.
Taki właśnie był Augustyn i taki jest augustynizm - że wszystko w nim raczej prędzej niż później staje się refleksją religijną. W środku rzeczywistości wyróżniające się trwaniem: Bóg i dusza. Poza nimi, rzekłbyś, choćby potop - i jest to dobre powiedzenie nie tylko w optyce neoplatońskiej metafizyki, ale i w kontekście chaosu politycznego czasów Augustyna. To wszystko jest zrozumiałe - w środku tego całego chaosu są dwa punkty stałe, dwie sprawy godne uwagi i dwie rzeczy wyróżniające się niezmiennym trwaniem.

A przecież nie taki jest potencjał kultury katolickiej. Ona ma w sobie potężną zdolność budzenia zaciekawienia, wrażliwości lub empatii skierowanej ku sprawom rozchodzącym się w coraz szerszych kręgach coraz dalej od tego Augustynowego centrum zainteresowań. "Nic więcej?" Ależ nie, wciąż więcej i więcej! Etienne Gilson pokazał nam jak bardzo bezinteresowne pod względem religijnego utylitaryzmu i bardzo wynikające z chrześcijaństwa były pasje filozofów średniowiecza; a Stanley Jaki mówił to samo w odniesieniu do nauk z przełomu średniowiecza i renesansu.

Czy wszyscy chrześcijanie chcieli iść tak daleko poza swe najwspanialsze minimum, "Boga i duszę"? Nie, i zawsze są tacy, którzy gotowi są na "nic więcej, nic zupełnie". Ja jednak lubię tę odwagę, tę zaprogramowaną w nas przez Boga ciekawość natury, w sumie cały ten nurt kultury, który mój przyjaciel Marek Jurek nazywa chętnie, chyba za Parnickim, "humanizmem katolickim". Wszystko to, co istnieje, godne jest choćby odrobiny szacunku i zaciekawienia - także dlatego, że sam Bóg pochylił się nad tym ze swą stwórczą rozumną wolą.


Brak komentarzy: