Widziałem nową ekranizację Brideshead revisited, kinową. Niestety złe zapowiedzi się potwierdziły: ten film jest zupełnie nową konstrukcją ideową, tylko zbudowaną z akcji powieści Evelyna Waugh. Interesujące, w jaki sposób zmieniono przekaz tego utworu.
Pierwsze wrażenie: w stosunku do książki i do serialu wszystko jest teraz narysowane mocniej i grubiej: Sebastian nie jest już uroczy, lecz od początku jest mniej błyszczącą wersją Anthony'ego Blanche - bo homoseksualizm ma być tu dosłowny i bez niedopowiedzeń. To jednak może nie jest najgorsze - po prostu wybrano mocniejsze barwy, wulgarniejsze.
Gorzej jest z innym wątkiem - katolicyzmem Flyte'ów - który również jest narysowany grubiej, lecz podlega także dewastującej prymitywizacji. Odnosi się wrażenie, że mamy tu to i tylko to, co jest w stanie uchwycić z katolicyzmu ktoś bardzo od niego odległy i lekceważący to, co o swojej wierze mają do powiedzenia sami katolicy.
Być może jest to film dla Kuby Wojewódzkiego? Znajdują się w nim wszystkie klisze na temat stłumień wytwarzanych przez rzymską wiarę - w połączeniu z psychologią "zachowania własnej tożsamości". Niezależnie kto komu przyzna rację co do treści bycia katolikiem - każdy musi się zgodzić, że akurat tu film jest odwróceniem przesłania książki: w finale książki eksploduje odkrycie bliskości Boga - w finale filmu tryumfuje poczucie winy, typowa katolicka choroba.
Nie wyobrażam sobie jak można byłoby mocniej przestawić drogowskazy w tej narracji - i nie mogę nie zapytać jak daleko wolno dokonywać takich zabiegów na dziele, które akurat w tej warstwie było przez Autora przemyślane gruntownie i zupełnie inaczej niż chcą autorzy filmu. Nie brak zresztą po prostu paskudnych przekłamań - jakichś idiotycznych zdań w kwestiach bohaterów. To przy pomocy takich zabiegów rodzina Flyte'ów staje się czymś w rodzaju upiornej rodziny Addamsów: pozostawiono i wzmocniono wszystko co katolik Waugh wydobył odważnie jako małość, śmieszność, dwuznaczność postaw portretowanych katolików - natomiast odjęto całą tajemnicę, misterium ich "inności". Poczucie winy - ot i wszystko, droga publiczności!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz