Nadszedł. Dzisiaj wieczór promocyjny numeru pierwszego. Mimo że znam twórców "Czwórek" - z "Frondy", panie kochany, z "Frondy"! - o ich obecnym wspólnym dziele na razie nie wiem wiele, to jasne. Nawet gdy się już zna pierwszy efekt - jak zawsze w takich przypadkach dopracowany z szansą na najlepszą ocenę - trudno przewidzieć późniejszą szarą codzienność, następne numery. Tak, tak, pamiętam, jak blisko dziesięć lat temu wręczałem pewnemu tuzowi konserwatywnemu pierwszy numer "Christianitas" - a on się najpierw ceremonialnie ucieszył, a zaraz potem ujmując mnie kordialnie zapytał: "myśli pan, że to się utrzyma?" Jako redaktor nowalijki byłem tym pytaniem przygnieciony.
Habent sua fata... "i czasopisma". Dane wyjściowe pozwalają natomiast stwierdzić, że rozpocznie dziś swój żywot jawny inicjatywa temperamentna jak pierwsza "Fronda", jak ona zadziorna i rezolutna, trochę też filuterna. Zaczynają, jak trzeba, wysokim C i mocnym bum. Jeśli po tej eksplozji "napięcie będzie stopniowo rosło", "Czwórki" będą ważną podporą w nadchodzących dniach, będących, jak się zdaje, przez jakiś czas dniami smuty i zastoju w skali makro.
Tego im szczerze życzę - sobie życząc wielu dobrych lektur w "Czwórkach"!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz