Okazuje się - stwierdziłem to osobiście kilka dni temu - że Bogusław Kowalski, bohater mojego niedawnego wpisu, ma bloga i mi odpowiedział.
Blog jest taki na pierwszy rzut oka "kolejarski", ale to tylko pozór, bo tak naprawdę to prezes Kowalski spogląda uśmiechnięty na swą dumę: Kolej Mazowiecką.
W swej odpowiedzi na mój tekst o nim BK ubolewa, wspomina i zasłania się, a nawet kontratakuje. Wspomnienia układają mu się w taką wizję, że jako człowiek czynu przejął ode mnie, "zamkniętego w sobie filozofa" pisemko Nowe Horyzonty i uczynił je wreszcie czymś na czele zadowolonego zespołu. Zapomina powiedzieć, że to "pisemko" ukazywało się bez niego przez jakieś ponad dwa lata w drugim obiegu z dwudziestoma kilkoma numerami - a po przejęciu nad nim kontroli przez człowieka czynu ukazało się tylko trzy razy. BK przypomina mi, że bywałem na sesjach PZKSu i PAXu - zupełnie niepotrzebnie, bo sam o tym pisałem w różnych miejscach. W końcu to tam bywałem zapraszany z wykładami o tomizmie - mając czasem okazję pojedynkować się polemicznie z okołopaxowskimi modernistami.
BK mnie nie zrozumiał: nie wyrzucałem mu działalności w PZKSie, tylko zestawiłem ją z archiwaliami IPNu dotyczącymi TW Mieczysław. BK pisze, że te archiwalia nie mówią prawdy. Szczerze mu życzę, żeby tak było - ale mam nadzieję, że sprawę te wyjaśni w trybie ciut poważniejszym niż proces sądowy Józefa Oleksego.
PS. Notkę tę piszę siódmego marca po południu. Sam nie wiem co to znaczy i jaki ukryty cel mi przyświeca, że to akurat teraz. Na pewno takie pytanie stawiają sobie zawsze moi czytelnicy, więc odsyłam Państwa do publicystyki mecenasa Ludwika Skurzaka, który ma zawsze pełną wiedzę o motywach moich działań. A kto ciekaw jeszcze głębszych analiz "eklezjologicznych", niech raczej zajrzy do pisarstwa doktora Adama Wielomskiego, który jednak ostatnio bardzo się opuszcza w dawaniu w pełni kontrrewolucyjnych analiz moich błędów.
BK mnie nie zrozumiał: nie wyrzucałem mu działalności w PZKSie, tylko zestawiłem ją z archiwaliami IPNu dotyczącymi TW Mieczysław. BK pisze, że te archiwalia nie mówią prawdy. Szczerze mu życzę, żeby tak było - ale mam nadzieję, że sprawę te wyjaśni w trybie ciut poważniejszym niż proces sądowy Józefa Oleksego.
PS. Notkę tę piszę siódmego marca po południu. Sam nie wiem co to znaczy i jaki ukryty cel mi przyświeca, że to akurat teraz. Na pewno takie pytanie stawiają sobie zawsze moi czytelnicy, więc odsyłam Państwa do publicystyki mecenasa Ludwika Skurzaka, który ma zawsze pełną wiedzę o motywach moich działań. A kto ciekaw jeszcze głębszych analiz "eklezjologicznych", niech raczej zajrzy do pisarstwa doktora Adama Wielomskiego, który jednak ostatnio bardzo się opuszcza w dawaniu w pełni kontrrewolucyjnych analiz moich błędów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz