Dzisiaj Kościół czyta, w swoim "starszym zwyczaju" rzymskim, równocześnie o Zuzannie (w lekcji) i o jawnogrzesznicy (w Ewangelii) - a więc najpierw o tej, którą oskarżono niesprawiedliwie, ale którą sprawiedliwie pomszczono - a potem o tej, którą oskarżono słusznie, ale miłosiernie rozgrzeszono. A więc o czystej i o grzesznej - obu oskarżonych i obu wyratowanych.
Ta zbieżność dwóch czytań - które Kościół czyta w tym czasie od dawien dawna, od czasów gdy Wielki Post był szczególną szkołą katechumenów zmierzających do chrzcielnego oczyszczenia i uświęcenia - przypomina mi to słynne sformułowanie św. Ambrożego o Kościele: casta meretrix, czysta nierządnica. Ecclesia czysta jak Zuzanna i... grzeszna jak jawnogrzesznica, Magdalena? To efektowne - ale w istocie nie tak proste. W wyznaniu wiary mówimy, że wierzymy w Kościół święty, sanctam Ecclesiam. Nie przypadek, że nie mówimy tam: w święty i grzeszny Kościół. Bo w istocie, jako Ciało mistyczne, Kościół jest cały święty. Nie należy mówić o "grzechach Kościoła", bo to pojęcie wewnętrznie sprzeczne - raczej o grzechach chrześcijan, czasem nawet dokonywanych w arbitralnym (!) geście "w imię Kościoła" albo przy pozorze wykonywania kościelnego urzędu.
Kościół nie grzeszy, ale grzeszymy my, ludzie Kościoła. Jak to pogodzić? Ludzki rdzeń Kościoła - człowieczeństwo Chrystusa - nigdy nie grzeszy. Nie grzeszą już święci w niebie, a dusze w czyśćcu już tylko cierpią, podczas gdy potępieńcy to ci, którzy z Kościołem mają już co najwyżej wspólne niezatarte znamię chrztu, bierzmowania czy kapłaństwa. Problem "grzeszności Kościoła" rozgrywa się więc jedynie apud nos, w naszym stanie drogi.
Zasada niesprzeczności nie przestaje działać: jest się albo świętym, albo grzesznym, bez luterańskiego simul iustus et peccator. I kłopot w tym, że my rzeczywiście bywamy - w tej czy innej chwili, albo w tym lub innym działaniu - raz święci, raz grzeszni. To właśnie to napięcie: Omnis homo mendax, a święci w Koryncie niech będą pozdrowieni...
Swymi grzesznymi uczynkami zaciemniamy to, co z łaski zostało, na różnych poziomach, dane i zakorzenione w nas. I w tym sęk: że to przez nas, pobożnych hipokrytów, Kościół mieni się już nie tylko swą "wzorzystą szatą" dobroci, lecz także rumieni plamami zgorszeń. Pokrywamy piękny fresk swymi landszaftowymi malunkami i warstwami muszych odchodów.
Tylko w tym sensie - "czysta nierządnica". Z myślą o tym cudzie przemiany: codziennie do domeny niewinnej Zuzanny przyłączana jest uroczyście i realnie domena którejś z naszych dusz-jawnogrzesznic.
Dziś gdy jawnogrzesznicę przyprowadzają na oczy wszystkich, chcą, aby razem z nią potępiono i Zuzannę, Kościół razem z jego grzesznikami. Już nie z fanatyzmem faryzeuszy - lecz z pragnieniem tego kompromisu, że na tym świecie nie ma nic świętego, czystego, nienaruszonego. Z tą satysfakcją, że i Zuzanna rzekomo grzeszy na boku. Z pożądliwością tamtych sędziów, którzy urażeni są właśnie tym, iż Zuzanna nie chce z nimi "pożyć".
A przecież jest tak: że gdy do jawnogrzesznicy mówi Chrystus "idź i nie grzesz więcej", także Zuzanna zostaje uwolniona od niesłusznego wyroku śmierci przez mądrego Daniela. Wszystko tu jest głęboko złączone: jawnogrzesznica jest zdolna do przyjęcia rozgrzeszenia tylko dlatego, że jest w niej stworzona przez Boga niewinna Zuzanna. Grzesznikowi odpuszcza się grzechy, bo istnieje Kościół. Jawnogrzesznica może odejść, bo w pewien sposób jest Zuzanną, takie ma powołanie.
Ta zbieżność dwóch czytań - które Kościół czyta w tym czasie od dawien dawna, od czasów gdy Wielki Post był szczególną szkołą katechumenów zmierzających do chrzcielnego oczyszczenia i uświęcenia - przypomina mi to słynne sformułowanie św. Ambrożego o Kościele: casta meretrix, czysta nierządnica. Ecclesia czysta jak Zuzanna i... grzeszna jak jawnogrzesznica, Magdalena? To efektowne - ale w istocie nie tak proste. W wyznaniu wiary mówimy, że wierzymy w Kościół święty, sanctam Ecclesiam. Nie przypadek, że nie mówimy tam: w święty i grzeszny Kościół. Bo w istocie, jako Ciało mistyczne, Kościół jest cały święty. Nie należy mówić o "grzechach Kościoła", bo to pojęcie wewnętrznie sprzeczne - raczej o grzechach chrześcijan, czasem nawet dokonywanych w arbitralnym (!) geście "w imię Kościoła" albo przy pozorze wykonywania kościelnego urzędu.
Kościół nie grzeszy, ale grzeszymy my, ludzie Kościoła. Jak to pogodzić? Ludzki rdzeń Kościoła - człowieczeństwo Chrystusa - nigdy nie grzeszy. Nie grzeszą już święci w niebie, a dusze w czyśćcu już tylko cierpią, podczas gdy potępieńcy to ci, którzy z Kościołem mają już co najwyżej wspólne niezatarte znamię chrztu, bierzmowania czy kapłaństwa. Problem "grzeszności Kościoła" rozgrywa się więc jedynie apud nos, w naszym stanie drogi.
Zasada niesprzeczności nie przestaje działać: jest się albo świętym, albo grzesznym, bez luterańskiego simul iustus et peccator. I kłopot w tym, że my rzeczywiście bywamy - w tej czy innej chwili, albo w tym lub innym działaniu - raz święci, raz grzeszni. To właśnie to napięcie: Omnis homo mendax, a święci w Koryncie niech będą pozdrowieni...
Swymi grzesznymi uczynkami zaciemniamy to, co z łaski zostało, na różnych poziomach, dane i zakorzenione w nas. I w tym sęk: że to przez nas, pobożnych hipokrytów, Kościół mieni się już nie tylko swą "wzorzystą szatą" dobroci, lecz także rumieni plamami zgorszeń. Pokrywamy piękny fresk swymi landszaftowymi malunkami i warstwami muszych odchodów.
Tylko w tym sensie - "czysta nierządnica". Z myślą o tym cudzie przemiany: codziennie do domeny niewinnej Zuzanny przyłączana jest uroczyście i realnie domena którejś z naszych dusz-jawnogrzesznic.
Dziś gdy jawnogrzesznicę przyprowadzają na oczy wszystkich, chcą, aby razem z nią potępiono i Zuzannę, Kościół razem z jego grzesznikami. Już nie z fanatyzmem faryzeuszy - lecz z pragnieniem tego kompromisu, że na tym świecie nie ma nic świętego, czystego, nienaruszonego. Z tą satysfakcją, że i Zuzanna rzekomo grzeszy na boku. Z pożądliwością tamtych sędziów, którzy urażeni są właśnie tym, iż Zuzanna nie chce z nimi "pożyć".
A przecież jest tak: że gdy do jawnogrzesznicy mówi Chrystus "idź i nie grzesz więcej", także Zuzanna zostaje uwolniona od niesłusznego wyroku śmierci przez mądrego Daniela. Wszystko tu jest głęboko złączone: jawnogrzesznica jest zdolna do przyjęcia rozgrzeszenia tylko dlatego, że jest w niej stworzona przez Boga niewinna Zuzanna. Grzesznikowi odpuszcza się grzechy, bo istnieje Kościół. Jawnogrzesznica może odejść, bo w pewien sposób jest Zuzanną, takie ma powołanie.
2 komentarze:
Chwała Panu, czytającym pozdrowienie. Cytuję "grzeszna jak jawnogrzesznica, Magdalena". W którym miejscu Ewangelia nazywa Marię z Magdali grzesznicą? W żadnym. Jest to legenda z końca VI wieku. Tomasz z Akwinu nazywał Magdalenę Apostołką Apostołów i tak ją należy nazywać. Amen.
Dziękuję za poprawkę. W sumie w jednym wspomnieniu 22 lipca całemu Kościołowi skontaminowały się przez wieki trzy postacie: Jawnogrzesznica, Maria z Betanii i Magdalena, świadek Zmartwychwstania. Dzisiaj się je pracowicie odróżnia. Ale mój wywód nie był oparty na tej kontaminacji. Z Bogiem.
Prześlij komentarz