Lektura Twardocha przypomniała mi przygodę z lat 80. To było chyba w połowie dekady, ale może ciut przed - bo chyba jednak byłem jeszcze licealistą. Odwiedził mnie w mieszkaniu pewien instruktor harcerski, spoza Warszawy. Przedstawił się jako zwolennik tego samego - katolickiego i narodowego - ideału wychowawczego. To nie było dziwne, bo wtedy wydawaliśmy z przyjaciółmi takie właśnie nieoficjalne pismo harcerskie "Harcownik", i dość naturalnie przyciągało to do nas ludzi znających tę starą tradycję, związaną z nazwiskami Sedlaczka czy Glassa.
Jednak mój gość od początku rozmowy zasygnalizował, że szuka ze mną kontaktu na gruncie jakiegoś rzekomo istniejącego od dziesięcioleci kręgu inicjowanych strażników tradycji harcerskiej. Jego sugestywna przemowa balansowała na granicy śmieszności, ale przecież zawierała też zbyt wiele faktów prawdziwych lub prawdopodobnych, aby ją po prostu zlekceważyć. Mój rozmówca kusił mnie jednak do opuszczenia terenu sprawdzalnej racjonalności i do przejścia na teren ryzykownego uwierzenia jego rewelacjom. Gdybym mu uwierzył, być może pragnąłbym skorzystać z tej cudownej okazji bycia inicjowanym przez szczęśliwie spotkanego przedstawiciela Prawdziwego Harcerstwa.
Czy było trudno mu uwierzyć? Dziś wszystko to wygląda głównie śmiesznie - ale to były lata konspiry, a w poważnych opracowaniach historycznych też mówiono o różnych konspiracjach i antykonspiracjach usiłujących kierować ZHP niemal od samego początku w 1911 roku (część tych sensacyjnych przekazów była fantazjami snutymi przez śledczych w latach 50). Spotkanie autentycznego świadka zakonspirowanych w harcerstwie "sił światłości" musiało chyba być w czyimś przekonaniu gratką nie do pominięcia dla kogoś takiego jak ja: młodego idealisty napakowanego marzeniami o spotkaniu starego dobrego świata.
Wymowa mojego gościa robiła wrażenie - ale rozsądek przeważył: gdy kilka dni później zadzwonił z propozycją następnego spotkania - żebym mógł tym razem ja "opowiedzieć trochę o swoim życiu" - powiedziałem, że nie jestem zainteresowany. I w ten sposób ominęła mnie okazja bycia "wtajemniczonym".
Jednak mój gość od początku rozmowy zasygnalizował, że szuka ze mną kontaktu na gruncie jakiegoś rzekomo istniejącego od dziesięcioleci kręgu inicjowanych strażników tradycji harcerskiej. Jego sugestywna przemowa balansowała na granicy śmieszności, ale przecież zawierała też zbyt wiele faktów prawdziwych lub prawdopodobnych, aby ją po prostu zlekceważyć. Mój rozmówca kusił mnie jednak do opuszczenia terenu sprawdzalnej racjonalności i do przejścia na teren ryzykownego uwierzenia jego rewelacjom. Gdybym mu uwierzył, być może pragnąłbym skorzystać z tej cudownej okazji bycia inicjowanym przez szczęśliwie spotkanego przedstawiciela Prawdziwego Harcerstwa.
Czy było trudno mu uwierzyć? Dziś wszystko to wygląda głównie śmiesznie - ale to były lata konspiry, a w poważnych opracowaniach historycznych też mówiono o różnych konspiracjach i antykonspiracjach usiłujących kierować ZHP niemal od samego początku w 1911 roku (część tych sensacyjnych przekazów była fantazjami snutymi przez śledczych w latach 50). Spotkanie autentycznego świadka zakonspirowanych w harcerstwie "sił światłości" musiało chyba być w czyimś przekonaniu gratką nie do pominięcia dla kogoś takiego jak ja: młodego idealisty napakowanego marzeniami o spotkaniu starego dobrego świata.
Wymowa mojego gościa robiła wrażenie - ale rozsądek przeważył: gdy kilka dni później zadzwonił z propozycją następnego spotkania - żebym mógł tym razem ja "opowiedzieć trochę o swoim życiu" - powiedziałem, że nie jestem zainteresowany. I w ten sposób ominęła mnie okazja bycia "wtajemniczonym".
2 komentarze:
Moze zainteresuje zatem Pana Doktora ksiazka, ktora calkiem niedawno sie ukazala. Na pamiatke harcerskich czasow. Pozdrawiam - autor Zrodlo: http://www.wydawnictworytm.pl/index.php?s=karta&id=332
Oczywiście, bardzo dziękuję za informację. Książkę już sobie zamówiłem. Pozdrowienia!
Prześlij komentarz