No i w jednym z odcinków rzeczywiście rozmawialiśmy - we wspomnianym trybie - o lefebvrystach. Ani o. Jacek, ani ja nie jesteśmy z tej "parafii" - ale w końcu wyszło dość naturalnie, że ja ich jednak broniłem, a mój szanowny Rozmówca z zaangażowaniem referował zarzuty. Sytuacja jednak dość zawiła, bo ja od lat jestem dla niektórych posoborowców właśnie "lefebvrystą" wyłącznie z powodu powtarzania diagnoz kard. Ratzingera - a z kolei dla oryginalnych lefebvrystów to jestem raczej "jako poganin i celnik" (też z powodu powtarzania diagnoz kard. Ratzingera, "głównego wroga Tradycji").
Swoją drogą, ta moja osobista kondycja skłania mnie czasami do wniosku, że są takie punkty, w których posoborowcy i lefebvryści zgadzają się pięknie i proszą, by im nie przeszkadzać. Np. dobre kilka lat temu kurialny kard. Cassidy, wówczas przewodniczący rady ds. ekumenizmu, wyjaśnił, że z lefebvrystami nie prowadzi się dialogu ekumenicznego, bo to "wewnętrzna sprawa Kościoła katolickiego". Oczywiście oświadczył to m.in. z tą intencją, żeby go nie zmuszano do kontaktowania się z Bractwem, z którym nie miał chęci rozmawiać - ale z drugiej strony to samo Bractwo było dumne, że jakiś kurialny kardynał uznał ich za "wewnętrzną sprawę Kościoła" i oddzielił grubą kreską od ekumenizmu. No i co? I zgoda, doskonała harmonia opinii między kard. Cassidy i Bractwem Św. Piusa X (obie strony jakoś zainteresowane status quo). Jaki efekt? Kard. Cassidy wyjaśnił, dlaczego nikt z ekumenistów palcem nie kiwnął, żeby uleczyć tę ranę i pofatygować się do pokłóconych braci katolików, choćby różaniec z nimi zmówić i np. zakazać nazywania ich "schizmatykami" itp. A z drugiej strony: Bractwo Św. Piusa X mogło na swych folderach napisać, że kard. Cassidy uważa ich za "sprawę wewnętrzną" - i dzięki temu autorytet kard. Cassidy bywał uznawany nawet przez Bractwo Św. Piusa X, które w innych sprawach już tego autorytetu nie szanowało tak bardzo (gdy np. w rozmowach z luteranami kard. C. też uznawał, że już z nimi wspólnie wierzymy w to samo jeśli chodzi o usprawiedliwienie). Byłoby to wszystko zabawne, gdyby nie chodziło o potłuczony Kościół.
Zacząłem od programów w TVP Historia - ale kilka tygodni temu nagrywałem też coś dla religia.tv. Co prawda miało być po prostu o Mszy "trydenckiej" i reformie liturgii - ale jak już przyszedłem, to się dowiedziałem, że to, co powiem, ukaże się w programie o... lefebvrystach. Podobno jednak w tym programie będzie jakiś rzeczywisty lefebvrysta. Kamień mi spadł z serca. Ale film ze Mszy to będzie ze św. Benona. I jedna pani mi wyjaśniła: "chcemy pokazać, że w Kościele mogą być także katolicy, którzy co prawda mają takie podejście jak lefebvryści, ale w zgodzie z Kościołem". Hmmm, czy jesteśmy gdzieś około 1988 roku? - tak sobie pomyślałem.
1 komentarz:
Panie Pawle, obejrzałem program poświęcony Lefebrystom na tvp historia, uważam, że trafnie pan ripostował zarzuty o. Salija, który według mnie troszkę dryfował po morzu ogólników i uproszczeń poszukując korzeni problemów związanych z Fsspx. To, co mnie zaskoczyło to, to, że w pewnym momencie o. Salijowi chciało się płakać? Zdaję sobie sprawę, że moje pytanie może brzmieć banalnie, ale czy pan mógłby coś więcej na ten temat napisać, może domyśla się pan, dlaczego?
Mi natomiast wydaje się, że to miało związek z jakąś wewnętrzną refleksją?
Prześlij komentarz