W książeczce taka myśl: "Życie człowieka ma trzy etapy: nauka, działanie, cierpienie".
"Definicja" św. Maksymiliana nie jest (tylko) opowieścią o tym, co następuje po czym, wbrew pozorom liniowości. Ona opisuje "atom" ludzkiego życia tutaj, jego trzy dynamiki obecne w każdej drobince witalności godnej człowieczeństwa: nauka zmierza do mistrzostwa, działanie - do skuteczności. To dwie dynamiki "konstruktywne". Do czego zmierza cierpienie? Z pewnością poza nasze plany.
Gdy wiedziesz palcem po tym zdaniu, czujesz ludzką oczywistość dwóch pierwszych z trzech kluczowych słów - a potem coś się zmienia. Jakbyś otworzył w nocy okno, przez które do wygrzanego pokoju wchodzi zimne powietrze. Przychodzi z ciemności, owiewa ciało swoim mroźnym dotykiem, budzi gęsią skórkę... To należy do innego porządku - z którym liczyć się musi każdy śmiertelnik, ale którego nikt z nas nie przenika, to jest jak zetknięcie się z czymś wciąż oczywistym, a już niepojętym.
Gdy próbujesz to uchwycić, wtedy już wychyliłeś się przez okno - na swoją zgubę lub na swoje szczęście: albo lecisz w dół na głowę, albo poczujesz tylko zimny cucący powiew ze stopami opartymi w ramach swego losu tutaj. Jedno małe słowo "cierpienie" w ściegu krótkiej definicji biegu ludzkiego życia - otwiera okno w pomieszczeniu zbyt dusznym dla człowieka, zbyt uporządkowanym jak na prawdę o człowieku.
Czy często dzisiaj otwiera się takie okna? Pozamykano je w wielu modlitwach Kościoła lepkim optymizmem "nauki" i "pracy", nawet Rany Pańskie na krzyżu się zasklepiły - są i nie są: cierpienie bywa nauką, bywa działaniem, bywa nawet darem - byleby nie było cierpieniem. Słabniemy bez powiewu z zewnątrz - a wydajemy się sobie sami mocarzami, gotowymi do "nauki" i "działania".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz