Msza w TV - nie bardzo wiadomo, co robić! Wrażenia przy klękaniu przed telewizorem - równocześnie dziwne i podniosłe. Nie było wideo - włączyłem magnetofon (na którym na co dzień odtwarzało się Abbę, pieśni patriotyczne, Jarocką lub Kabaret Dudek itp.), żeby nagrać to wszystko święte (potem przez wiele dni po szkole spisywalem z taśmy nazwiska kardynałów, w kolejności ich podchodzenia do Papieża - chciałem się ich nauczyć).
Jeszcze się nie skończyły uroczystości, i wkroczył inny świat: szkoła. Co prawda była niedziela, ale zorganizowano nam tego dnia wycieczkę do muzeum (jakiego, nie pamiętam). Dziś gdy składam te fakty, wydaje mi się, że rozumiem jak to było: zapewne szkołom nakazano jakoś zająć dzieci tego szczególnego dnia - żeby nie dotknęła ich papieska "klerykalizacja" - ale tę wycieczkę w mojej szkole urządzono tak, aby nie kolidowała z tym najważniejszym: transmitowaną Mszą.
Mimo to powstało z tego dla mnie straszne zmartwienie: po powrocie do domu powiedziano mi, że na samym końcu Papież udzielił wszystkim obecnym odpustu zupełnego. Przy mojej dość nikłej edukacji religijnej pojąłem z tego tyle, że przez wycieczkę szkolną ominęło mnie coś w rodzaju solidnego odpuszczenia wszystkich grzechów, likwidującego wszystkie rozterki co do tego, czy wszystkie spowiedzi były dostatecznie szczere i pełne.
Chodziłem przez szereg dni z myślą, że okazja takiego uwolnienia przeszła obok mnie tak blisko - aż w głowie zaświtała myśl możliwa tylko w naszym wieku mediów elektronicznych: a może gdyby powtórzyć sobie całą uroczystość z magnetofonu, to otrzyma się to cudowne coś, odpust? Słowo daję, że chwyciłem się tego pomysłu z wielką nadzieją. Po najbliższej lekcji religii w salce przy kościele zdobyłem się na odwagę, by zapytać o to księdza. Pozbawił mnie wszelkich złudzeń. Za to na poprawną wiedzę o odpustach musiałem jeszcze trochę poczekać. No i okazało się, że Papież jeszcze wiele, wiele razy udzielał błogosławieństw i odpustów, spoza naszego magnetofonu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz