Zamierzam napisać książkę o "niegrzecznym tomizmie". Właśnie tak, bo dziś tomizm zbyt często kojarzy się z tym, czym nie jest lub pierwotnie nie był lub być nie powinien: z elegancką formą ucieczki od kłopotów i z tworzeniem sobie światów zastępczych w stosunku do zwykłego świata. Na tę opinię zapracował ten i ów tomista, ale to nie jest prawda o wielkiej tradycji tomistycznej. Zabawne jest i to, że dzisiaj tomizm jest uważany za czynnik zachowawczy - podczas gdy długo był to kierunek uznawany za nowinkarski (prawdziwymi konserwatyzmami XIII wieku był z jednej strony augustynizm, a z drugiej awerroizm, ale na pewno nie tomizm, dla którego rezerwowałbym raczej określenie umiarkowanego reformizmu, czyli tradycjonalizmu w sensie właściwym).
Po swojej niedawnej przechadzce po historii szkoły tomistycznej powiedziałbym też, że jest ona od początku, od założyciela, pełna awanturników harmonii, czyli ludzi, którzy umiejąc rozróżniać, nie zgadzali się rozdzielać - rozłączać tego, co Bóg złączył. Od swych konkurentów po stronie konserwatyzmu augustynskiego różnili się umiejętnością odróżniania rzeczy różnych, bez redukowania wszystkiego do teologii; ale od swych rywali po stronie rewolucyjnego konserwatyzmu awerroistycznego (także od nominalistów) różnili się wyraźnie właśnie niezgodą na to, by przekreślić naturalne więzi i przynależności rzeczy różnych. Do tego wszystkiego trzeba było męstwa, cierpliwości, swoistej pogody. Tomasz odważnie Arystotelesa i wprowadzał, i korygował. Jan z Paryża odważnie polemizował z uroszczeniami politycznymi i papieża, i cesarza. Ryszard Knapwell walczył o prawdę, że człowiek ma jedną duszę, aż zmarł jako ekskomunikowany desperat bez szans na zrozumienie u swojego biskupa i nawet w Rzymie. A Franciszek de Vittoria co prawda żył w zgodzie z bardzo katolickim cesarzem, ale opisał mu wymagające limity w traktowaniu Indian w Ameryce, dokładnie według wymagań prawa naturalnego, a nie według żądzy panowania chrześcijan nad bogatymi poganami. Itd.
A więc prawdziwi awanturnicy harmonii w świecie chorym od grzesznego rozłączania rzeczy połączonych.
Dziś też zdarzają się awanturnicy powołujący się na św. Tomasza. Nie są to jednak awanturnicy harmonii - ale tomizujący apologeci standardów tego świata. W odróżnieniu od swych wielkich poprzedników, ci obecni rzadko potrafią zadrzeć z naprawdę możnymi swego czasu - z liberalizmem, z mistyką demokracji, z cywilizacją śmierci. Tak się składa, że zadzierają tylko z Kościołem, widocznie postrzegając go jako największego tyrana i gwałciciela sumień. W epoce gdy każdy pismak ma "odwagę" obsmarowywać Kościół, takich odważnych "nonkonformistów" nie nazwałbym awanturnikami i ryzykantami. Nazwałbym ich damskimi bokserami.
Po swojej niedawnej przechadzce po historii szkoły tomistycznej powiedziałbym też, że jest ona od początku, od założyciela, pełna awanturników harmonii, czyli ludzi, którzy umiejąc rozróżniać, nie zgadzali się rozdzielać - rozłączać tego, co Bóg złączył. Od swych konkurentów po stronie konserwatyzmu augustynskiego różnili się umiejętnością odróżniania rzeczy różnych, bez redukowania wszystkiego do teologii; ale od swych rywali po stronie rewolucyjnego konserwatyzmu awerroistycznego (także od nominalistów) różnili się wyraźnie właśnie niezgodą na to, by przekreślić naturalne więzi i przynależności rzeczy różnych. Do tego wszystkiego trzeba było męstwa, cierpliwości, swoistej pogody. Tomasz odważnie Arystotelesa i wprowadzał, i korygował. Jan z Paryża odważnie polemizował z uroszczeniami politycznymi i papieża, i cesarza. Ryszard Knapwell walczył o prawdę, że człowiek ma jedną duszę, aż zmarł jako ekskomunikowany desperat bez szans na zrozumienie u swojego biskupa i nawet w Rzymie. A Franciszek de Vittoria co prawda żył w zgodzie z bardzo katolickim cesarzem, ale opisał mu wymagające limity w traktowaniu Indian w Ameryce, dokładnie według wymagań prawa naturalnego, a nie według żądzy panowania chrześcijan nad bogatymi poganami. Itd.
A więc prawdziwi awanturnicy harmonii w świecie chorym od grzesznego rozłączania rzeczy połączonych.
Dziś też zdarzają się awanturnicy powołujący się na św. Tomasza. Nie są to jednak awanturnicy harmonii - ale tomizujący apologeci standardów tego świata. W odróżnieniu od swych wielkich poprzedników, ci obecni rzadko potrafią zadrzeć z naprawdę możnymi swego czasu - z liberalizmem, z mistyką demokracji, z cywilizacją śmierci. Tak się składa, że zadzierają tylko z Kościołem, widocznie postrzegając go jako największego tyrana i gwałciciela sumień. W epoce gdy każdy pismak ma "odwagę" obsmarowywać Kościół, takich odważnych "nonkonformistów" nie nazwałbym awanturnikami i ryzykantami. Nazwałbym ich damskimi bokserami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz