W środę przed południem popsuł mi się internet - co ma swoje dobre strony, bo natychmiast ma się więcej czasu. W sumie bardzo mi to pasuje, bo robię ostatnie poprawki w swojej książce historycznofilozoficznej, a temu abstynencja internetowa ogromnie sprzyja. Te ostatnie poprawki dają mi poczucie, że te już długie lata powolnego dłubania jednak nie idą na marne. Mimo wszystkich burz, w które wskakiwałem z ogromną werwą, udało się też zachować stabilność ducha dla tych spraw wymagających jej w stopniu zupełnie szczególnym.
Na dodatek przez cały czas zachowuję mocne przeświadczenie, że te z pozoru "bardzo abstrakcyjne" sprawy opisywane w książce - metafizyka XIII wieku - nie oddalają mnie od aktualności, lecz właśnie dają jej rozumiejące widzenie. Co innego, że akurat to piszę zapewne dla kilkudziesięciu ludzi w kraju, może dla kilkuset wliczając ludzi skłonnych do wielkodusznego wychodzenia poza swe specjalizacje.
Czasem myślę, że w życiu przyszło mi grać na naprawdę szerokim fortepianie: jego klawiatura rozciąga się od artykułów o pobożnie spędzonej niedzieli do analiz z Analityk wtórych Arystotelesa, od bieżącej publicystyki dla gazet do opracowań z najnowszej historii liturgii. Kto takiego grania próbował, ten wie jak trudno czasem nie pogubić się w stylach i targetach.
Czasem już zapominam jak dużo znaczyły dla tej niezbędnej stabilności te najgorętsze lata pasji filozoficznej. I sądzę, że do dziś potężny wpływ na to co i jak myślę, ma zarówno to całe spotkanie z realizmem Tomasza, jak i konkretniej opracowanie u niego teorii ciała ludzkiego. Tak właśnie: uważam, że zajęcie się antropologią i w niej takim cielesnym tematem ukierunkowuje mnie do dziś, włącznie z tym odkryciem znaczenia tradycji, liturgii, sakramentu, instytucji, każdej "inkarnacji". Obecna praca z teorii bytu ma trochę inną genezę, ale też zaznaczył się w niej wątek konkretnego zakorzenienia refleksji teologów-metafizyków z Paryża w długiej tradycji łacińskiej.
Na dodatek przez cały czas zachowuję mocne przeświadczenie, że te z pozoru "bardzo abstrakcyjne" sprawy opisywane w książce - metafizyka XIII wieku - nie oddalają mnie od aktualności, lecz właśnie dają jej rozumiejące widzenie. Co innego, że akurat to piszę zapewne dla kilkudziesięciu ludzi w kraju, może dla kilkuset wliczając ludzi skłonnych do wielkodusznego wychodzenia poza swe specjalizacje.
Czasem myślę, że w życiu przyszło mi grać na naprawdę szerokim fortepianie: jego klawiatura rozciąga się od artykułów o pobożnie spędzonej niedzieli do analiz z Analityk wtórych Arystotelesa, od bieżącej publicystyki dla gazet do opracowań z najnowszej historii liturgii. Kto takiego grania próbował, ten wie jak trudno czasem nie pogubić się w stylach i targetach.
Czasem już zapominam jak dużo znaczyły dla tej niezbędnej stabilności te najgorętsze lata pasji filozoficznej. I sądzę, że do dziś potężny wpływ na to co i jak myślę, ma zarówno to całe spotkanie z realizmem Tomasza, jak i konkretniej opracowanie u niego teorii ciała ludzkiego. Tak właśnie: uważam, że zajęcie się antropologią i w niej takim cielesnym tematem ukierunkowuje mnie do dziś, włącznie z tym odkryciem znaczenia tradycji, liturgii, sakramentu, instytucji, każdej "inkarnacji". Obecna praca z teorii bytu ma trochę inną genezę, ale też zaznaczył się w niej wątek konkretnego zakorzenienia refleksji teologów-metafizyków z Paryża w długiej tradycji łacińskiej.
1 komentarz:
@ "Co innego, że akurat to piszę zapewne dla kilkudziesięciu ludzi w kraju, może dla kilkuset wliczając ludzi skłonnych do wielkodusznego wychodzenia poza swe specjalizacje."
Bardzo dobrze, że Pan pisze, bo dzięki temu można to przeczytać ;).
(Twierdzenie nie do obalenia :).
Prześlij komentarz